Jak to jest w Japonii z tymi kapciami?

 Śniegowe gozaimasu.

Ogólnie od początku roku zdążyłam się dużo nasłuchać rzeczy pokroju : "wszystkie Japońce mają pączki na czołach", "w Japonii każdy kibel gada", "oni tam nie mają liczb!", "ci skośnoocy jedzą wszystko patykami". Jednak największe wrażenie wywarła na mnie opinia rzucona od niechcenia przez jednego ze znajomych :
"Interesujesz się JAPONIĄ?! Przecież oni są jacyś dziwni. Chodzą po szkole w kapciach i mają bzika na punkcie butów." 


Przecież chodzenie w kapciach  po szkole praktykuje się nawet w Polsce. Moja koleżanka, która mieszkała dosłownie półtora minuty od szkoły, często wybiegała z kanapką w buzi, bez kurtki i paputach, w obawie, iż spóźni się na drugą lekcję. Bo na pierwszą zasapała.
Po pewnym czasie ludzie się przyzwyczaili i zaczęli chwalić jej dobór kapciuchów.
No dobsz, ale nie każdemu kapciowi musi towarzyszyć szlafrok i kubek kawy. Chociaż miło by było, to jednak są jakieś granice. Szlafrok nie musi zawsze mieć pasek.




A tak na serio, to w Japonii faktycznie się chodzi w kapciach do szkoły. W sumie nie tyle co w drodze do niej, jak podczas lekcji. Nie będą przecież brudzić podłogi swoimi buciorami, więc zakładają zmienne obuwie. Jednak taki zwyczaj panuje nie tylko w placówkach edukacyjnych, lecz także w hotelach, miejscach pracy, czy podczas zwiedzania. W tym ostatnim przypadku, koledzy Japończycy poczęstują nas jednorazowymi kapciami, które wypadałoby założyć.
W tej ciekawej tradycji nie chodzi tylko o fizyczne zanieczyszczenie pokoju, ale również duchowe. Np. toaleta z natury uważana jest za miejsce brudne, nawet jeżeli została wysprzątana ona na błysk.
Takie podstawowe błędy wybacza się gaijinom(im się wybacza prawie wszystko), jednak gdyby ten błąd zrobił rodowity Japończyk, to miałby przerypane ze strony połowy regionu.

Poza tym to ma również swoje dobre strony. Np. z przedmiotu użytku codziennego, może powstać takie coś :

Ludzie. To są kapcie. Japońskie kapcie.
 
Ale uprzedzając pytania, NIE, nie każdy Japończyk posiada takie papcie xD


Egzorcyzmy Marii

Śniegowe gozaimasu.


 Dzisiaj trochę o najbardziej nieudanym tytule wydawnictwa TAIGA. O ile Pet Shop of Horrors i Walkin' Butterfly się dobrze przyjęły na półkach Matrasów i Empików, to ich kolejny projekt, czyli Egzorcyzmy Marii okazał się takim samym niewypałem, jak próba rozpalenia ognia za pomocą wody.
Motyw przewodni tej mangi?  Mała dziewczynka jako egzorcystka obciążona klątwą, wspierana w trudnych chwilach przez swój harem.



                         Egzorcyzmy Marii


Ostatnimi czasy moce piekielne zaczęły coraz bardziej nękać ludzkość i każda para rąk do pracy jest na wagę złota. W jedynej japońskiej szkole kształcącej przyszłych egzorcystów mają miejsce coraz częstsze przypadki opętań oraz inne niepokojące zdarzenia. Aby temu zaradzić, Watykan wysyła do Tokio jedną ze swoich utalentowanych pracownic. Trzynastoletnia egzorcystka Marylin Crow, zwana Marią, odziedziczyła po swojej sławnej i budzącej strach przodkini, Catherine, nie tylko zajęcie, ale również klątwę, którą na jej ród rzucił demon Azazel - każdy z jej rodu umiera śmiercią nienaturalną w dniu czternastych urodzin. Dziewczyna jest jednak zdeterminowana wygrać tę nierówną walkę i w tym celu zawiera pakt z innym sługą zła, Urielem, który pomaga jej w ciężkiej pracy, jaką jest walka z siłami nieczystymi. Jak Maria poradzi sobie w nowym otoczeniu i co właściwie dzieje się w kraju samurajów?

Ok, zacznijmy od tego, że ja NAPRAWDĘ nie wiem jak koledzy Japończycy wyobrażają sobie religię chrześcijańską. Każda zakonnica nosi rewolwer pod habitem? Jakikolwiek ksiądz musi być od razu egzorcystą? Celibat nie obowiązuje, a w Watykanie mieszka sobie pan, który nazywa się "papież" i wygląda tak :


Dobra, już nie wstawię obrazka, który ukazuje typową, mangową zakonnice, bo to chyba każdy wie, a ja ecchi wstawiać nie lubię, więc... XD
Tak czy siak, dobrze wiemy, iż to jak widzą naszą religię Azjaci odbiega od prawdy. Mimo wszystko, czasami z takich wyobrażeń powstają całkiem ciekawe produkcje. Jednak Egzorcyzmy Marii zdecydowanie do nich nie należą. Opieram się na mandze, gdyż nie grałam w visual novel.
Przychodzi sobie taka dziewczynka obciążona straszną klątwą, która powoduje, iż zginie ona w wieku czternastu lat, jak każdy członek jej rodu. OKEJ. Skoro tą klątwę zapoczątkowała jej przodkini... To jej matka musiała ją urodzić przed czternastym rokiem życia, babcia mamy tak samo, albo tata stwierdził : ,,Hej! Nie ma co marnować życia, mam trzynaście lat, za trzy dni umieram, to jeszcze pozostawię po sobie potomka, aby mógł tak samo cieszyć się czternastoletnią egzystencją!" Trochę to nieprzemyślane, ale raczej nikt nie zwrócił na to uwagi.

,, Mario, ściągnij swe ubranie. Jest przeklęte."
 
Co mnie najbardziej zaskoczyło ze strony fabuły? Nic. Jak już to negatywnie. Opis był bardzo fajny, chyba właśnie przez to poczułam się mocno rozczarowana. Liczyłam na coś więcej, bo przyznam, iż okładka jest niczego sobie. Szkoda, że zawartość już nie taka fascynująca jak obwoluta.
Maria pierwszego dnia pobytu w nowej szkole zawiera nowe przyjaźnie, kłóci się i godzi, śmieje przy herbatce i tp. Ale nie robi zupełnie nic, aby w końcu pokonać tego demona, mimo tego, że został jej tylko tydzień życia. Cały czas prowadzi przyjacielskie rozmowy ze swoim demonicznym przyjacielem, Urielem, vel Ururu(bo tak jest bardziej uroczo), organizuje koleżeńskie wypady z kolegami na jakieś egzorcyzmy, a popołudnia spędza na byciu podrywaną przez tych samych kolegów. Ma do wyboru typ ułożony, typ niegrzeczny, typ uke, typ seme, typ chłodny i typ przyjaciela. Widać, że manga jest na podstawie gry otome. Czasami można tam nawet dostrzec momenty, w których znajdowały się wybory.
A tak przy okazji.
Żeby zostać egzorcystą, to nie trzeba mieć święceń kapłańskich?
A święcenia kapłańskie otrzymują tylko faceci?
A Maria to nie facet, tylko dziewczynka?
Chyba, że ja o czymś nie wiem?
Może lepiej nie wnikać.
Bo jeszcze wyjdzie, że to yaoi.

Parę mocnych zastrzeżeń co do polskiego wydania. Mój egzemplarz posiadał około piętnaście stron odwróconych do góry nogami, które dodatkowo zostały poucinane w niektórych miejscach. Trochę nieprzyjemnie mi było co chwila obracać mangę w jedną i w drugą stronę. No, ale cóż zrobić...
Już nie będę więcej jeździć po słodkiej egzorcystce(albo egzorcyście). Wybór zostawiam Wam, jednak nie nastawiajcie się na zbyt wiele.


 
 
 
 
 
Tytuł : Egzorcyzmy Marii
 
Autor : Yayoi Haruna
 
Liczba tomów : 1
 
Wydawnictwo : TAIGA
 


Trochę z dnia codziennego.

  Śniegowe gozaimasu.


 Co u mnie? A nic takiego... Tylko pokazałam mojemu matematykowi kto tu jest poke masterem, bo wzięta do odpowiedzi potrafiłam idealnie rozwiązać zadanie z podręcznika, a ten facet się jeszcze wtrącał. Wkurzyłam się i powiedziałam : Niech pan siada i patrzy! Na co on zareagował uśmiechem, gdyż myślał, że to żart. Haha. Nope. Zgasiłam go spojrzeniem, a on usunął się w kącik.
Co mu nie przeszkadzało bawić się w internetach, kiedy ja się męczyłam z zadankiem, które w domku trenowałam przez dwie godziny :< Laifu of humanisto is impossibru.

     ***
 
 
Na chemii nauczycielka stwierdziła, że mnie uwielbia, po czym zrobiła kartkówkę.
Też panią kocham.

                                                                                ***


Ostatnio kiedy moja koleżanka jechała do szkoły to musiała jeszcze podjechać z ojcem po inną dziewczynę, którą zwykle odbierali. Dziewczyna wsiadła do ich auta, a Wiktoria(owa znajoma) wyszła z niego, aby zrobić więcej miejsca dla nowej pasażerki, po czym zamierzała przesiąść się do tyłu. Niestety, kiedy jej tata usłyszał, iż drzwi zostały zamknięte, to odjechał zapomniawszy o córce. Wiktoria była pewna, że to żart. Jej koleżanka również, więc nic nie mówiła jej tacie, wierząc, że zaraz się zatrzyma.
Faktycznie, auto zwolniło.
Ale skręciło i wjechało na drogę.
Jego córka stała pod domem, nie mając jak doń zadzwonić, bo plecak został w samochodzie. Piętnaście minut później do szkoły podwiózł ją sąsiad.
.
.
.
Po powrocie ze placówki edukacyjnej, ojciec nawet nie wiedział, że zapomniał Wiktorii.

                                                                                 ***
Kiedy przekroczyłam próg mieszkania mojej korepetytorki z chemii to powitał mnie kawałek ciasta czekoladowego z bitą śmietaną.
Ok. Na takie korki mogę chodzić.

                                                                                 ***

Cztery godziny temu usłyszałam najpiękniejszą piosenkę o pewnej tylnej części ciała jaką kiedykolwiek puścili w radiu.

                                                                                 ***

W Szanghaju zabronili posiadania i spożywania gumy do żucia.
Kichanie zatrzymuje na jedną sekundę wszystkie funkcje życiowe organizmu oraz akcję serca.
Najdłuższe sushi powstało w Rosji.
Człowiek rano jest wyższy o dwa centymetry.

Czyli co robię na geografii zamiast pisać notatkę.



Taki lajtowy pościk :D

Wrzesień

Śniegowe gozaimasu.

We wrześniu podobno zaczyna się jesień. Liście brązowieją, drzewa stają się gołe, a chmury przybierają ciemne kolory. Deszcz powinien nam towarzyszyć bezustannie, a słońce tylko i wyłącznie od czasu do czasu przypominać o swoim istnieniu schowane za szarym niebem.
.
.
.
.
.
.
No kurde, chyba nie.

19 stopni. NAPRAWDĘ?! We wrześniu?! No ok, to się da jeszcze zrozumieć, gdyby te 19 stopni gościło w czasie południa, ale to jest RANEK. Już nie wspomnę jak bardzo się gotuję, kiedy przesiaduję w szkole, gdzie duszno, pył, kurz, a atmosfera niczym w czasie pogrzebu(zwłaszcza przed fizyką). Na WF praktycznie zawsze biorą nas na dwór, abyśmy biegały i zdechły.

Bardziej zrypać się planu szkolnego nie da, więc albo nauczyciele nas faktycznie nienawidzą, albo rzucili przypadkową ilość przedmiotów na tabelkę. Jeeej. Niech ten kto układał nasz grafik dostanie brazylijskiego rotawirusa.

Jesienne porządki zrobione, ale pewnie za dwa dni znowu nasyfię, to jakoś szczególnie się nie przykładałam xD Zaraz zmykam na japoński, a w międzyczasie będę mieć randkę z fizyką, geografią i niemieckim <3

Jakoś ostatnio nie mam weny w pisaniu bloga. Zaczęłam kilka postów, ale cały czas siedzą tam, cichutko w archiwum, jednak zwykle kiedy jestem w ich połowie, to nie mogę dalej ruszyć :/
Blog na pewno jeszcze się ożywi, spokojnie. Po prostu nie potrafię sobie poradzić z robieniem dwóch rzeczy jednocześnie (muszę żyć i odrabiać lekcje).

No to do zobaczenia, niech Was Livaj strzeże.

                                                                                                                                  Śniegowe sayonara.

W zwyczaju siła! - Top 5

 Śniegowe gozaimasu.


 Dobsz, to ja zacznę od tego, że ktoś mnie chyba nie lubi i nasłał na mnie wiadro zimnych internetów przez co na wypad do Poznania zachorowałam na grypę. Sugoi? No i nie mogę pominąć tego uroczego faktu, że jakimś magicznym trafem objawy choroby zaczęły pojawiać się dopiero, kiedy wyszłam z pociągu xD Ale już coraz lepiej, Dygowskie powietrze robi swoje, sąsiedzi dbają oto, abym się nie nudziła(pozdrawiam państwa z naprzeciwka - macie naprawdę dobry gust do muzyki, szkoda tylko, że puszczacie ją w środku nocy), a prognoza pogody jeszcze lepiej działa na samopoczucie, ale mogliby już tak nie kłamczyć, że po tych opadach deszczu będzie tęcza, a kucyki zaczną śpiewać, tylko niech powiedzą tą cholerną prawdę, że z chmur będzie się lać niczym krew po oderwaniu nogi, bo kurde, już chyba piąty raz nie wzięłam parasola.
 Ale do rzeczy.
 Albo nie.
ZGŁASZAM OFICJALNY HEJT NA POGODYNKI.
Ok, teraz mogę przejść do tematu posta.

Każda kultura jest inna, a we wszystkich krajach panują odmienne zwyczaje. W Niemczech mają święto piwa, w Polsce trwa ono prawie cały czas, we Francji mają co minuta jakieś strajki, a w Szwecji robią rybę duszoną w śmietanie.No dobsz, a jakie nietypowe zwyczaje panują w Kraju Kwitnącej Wiśni? Tj. nietypowe dla nas, dziwadeł z niebieskimi oczami - gajdzinów.

 1. Ale ma pani małą twarz! 

Na tego typu komplement gajdzini nawet nie wiedzą jak zareagować. Oburzyć się, zarumienieć, popłakać? Bardziej to drugie, bo Japończycy uważają małe twarze za piękne. Idealna uroda w Kraju Kwitnącej Wiśni, polega na posiadaniu drobnej twarzyczki w kształcie litery V.
Fan Bingbing
Dziewczyna widoczna na zdjęciu posiada cechy, które chciałaby mieć prawie każda Japonka, drobną twarz, małe usta, duże oczy i porcelanową skórę. Więc jeżeli usłyszycie, że Wasza mordka jest mała jak orzeszek, to macie się cieszyć niczym koń z marchewki XD

2. Zero punktów za poprawne odpowiedzi!

Dziwnym zwyczajem w Japonii jest to, iż za poprawne odpowiedzi zamiast standardowego "ptaszka" dostaje się kółeczko. A narysowane w szybkim tempie przypomina zero. Kiedy moja sensei pierwszy raz sprawdziła moje ćwiczenia z japońskiego, to miałam takie : "WTF, czy naprawdę jestem tak beznadziejnym przypadkiem, że nawet wpisywanie słówek w okienka mam źle?". A potem się dowiedziałam, iż jednak wszystko mam dobrze, tylko Japończycy postanowili sobie potrollować i zamiast ptaszka dają zero. Wiem, problemy trzeciego świata XD
3. Grupa krwi prawdę powie ci
 
Japończycy to przecież poukładany naród, pozbawiony zabobonów(nie mówimy tutaj o uprzedzeniu do turystów xD), ale w tym towarzystwie praktycznie każdy ludzi zadać przy pierwszym spotkaniu pytanie :
"Hej! Jaką masz grupę krwi?"
---A może byś się najpierw przedstawił niewychowany japońcu ty?!---  <<--- tak pomyśli Europejczyk.
Ale!
W obronie naszej niebieskookiej rasy, powiem, że w Europie na porządku dziennym są pytania pokroju "Jak się nazywasz?", a w Japonii : "Hm, czy ty przypadkiem nie masz AB?".
To rodzaj pewnej zabawy mającej na celu przełamać pierwsze lody. Jeżeli spotyka się kilkoro nowych ludzi, to zgadują oni po kolei jaką ich kolega ma grupę krwi. Na podstawie czego się opierają?  Każdy Japończyk ma przecież diadem Sailor Moon i za jego pomocą czytają myśli towarzysza. 
 
Według tej zabawy  :
 
 - Osoby z grupą A są ułożone, spokojne i opanowane. Nie brakuje im ambicji, często swoją perfekcyjnością onieśmielają innych. Często tłumią w sobie emocje, ani nie ulegają presji. Nie lubią być otaczane przez osoby o odmiennej grupie krwi.
 
- Osoby z grupą B są kreatywne, optymistycznie nastawione do życia, posiadają pozytywne podejście do wielu spraw. Z pozoru są towarzyscy, odważni, mili i pełni energii, ale tak naprawdę kryją w sobie swoje prawdziwe "ja".
 
- Osoby z grupą 0 to urodzeni przywódcy, oraz liderzy. Działają według własnych przekonań, są pewni siebie i ambitni. Do wielu rzeczy podchodzą spokojnie, mając pewność, że prawie każdy problem da się rozwiązać. Lubiani przez społeczeństwo, często troszczą się bardziej o innych, niżeli o siebie. Tak samo jak w grupie A często tają swoje prawdziwe uczucia. Ja mam grupę 0 i kij, praktycznie nic z tego do mnie nie pasuje. Gdybym była liderem, to współczułabym mojej grupie. A połączenie słów "Yuki" i "spokój" w nieciekawej sytuacji to oksymoron.
 
- Osoby z grupą AB są najwrażliwsze i najbardziej zdolne do empatii. Lubią towarzystwo swoich przyjaciół, bardzo im na nich zależy, ale czasami potrzebują trochę samotności. Obchodzą się bardzo delikatnie z innymi ludźmi, przez co mają duże wymagania wobec samych siebie. Inaczej traktują ludzi obcych, inaczej znajomych.
 
4. Minimalna przestrzeń
 
 
No nie no, ja rozumiem, że większość z nas w swoich rodzimych domach nie posiada jakichś super giga wielkich pokoi, tylko standardowo miejsce na łóżko, biurko, szafę, może komuś się trafił większy pokój na poddaszu. Ale. Ale. Ale. Japonia.
Pokój przedstawiony powyżej na zdjęciu nie jest w sumie taki mały, jak dla jednej osoby.
Jednak co by było, gdyby ten pokój był całym mieszkaniem?
No, tak jest.
Japończycy nie mają dużych wymagań, takie przeciętne gniazdko dla jednej osoby to tylko kilka mat(w tym kraju wielkość powierzchni liczy się za pomocą mat tatami). Chyba żaden Japończyk nie ma trzy pokojowego mieszkania, które grzałby tylko on i jego partner. Zupełnie inaczej, niżeli w europejskich standardach, gdzie na męża, żonę i trójkę dzieci przypada cały domek jednorodzinny, a w Japonii małe mieszkanko. No, ale głowa do góry, nasi przyjaciele inaczej podchodzą do praktycznie każdej sprawy, więc problem z tym możemy mieć tylko my, wynajmując mieszkanie, jednak po przyjeździe na miejsce okazuje się, iż walimy głową w sufit, a na spoczynek przypada nam połowa pokoiku.
A właśnie taka ciekawostka, że w tradycyjnym stylu posiadamy futon, czyli tak jakby przenośny materac z kołdrą i poduchami, który rano chowamy do szafy, a na jego miejscu rozkładamy stolik. Minimum przestrzeni - maksimum wykorzystania.
 
5. Przepraszanie
 
Wiemy, jak to jest, kiedy w Polsce mamy wypadek. Żadna strona nie chce się przyznać, ani tym bardziej przeprosić za szkody. W KKW(kraj kwitnącej wiśni xD) po stłuczce obie strony wychodzą zaaferowane z samochodów, przepraszają siebie nawzajem i biorą całą odpowiedzialność. Oczywiście nie oznacza to, że każdy z uczestników wypadku jak najmocniej pragnie wziąć na siebie winę i ponieść karę finansową, ale to tylko taka formalność, przyzwyczajenie, gest? Nie wiem jak to ująć. Na pewno w trakcie opowiadania tej historii znajomym każdy z panów obwiniałby innego, ale przy towarzyszu stłuczki miałby kamienny wyraz twarzy z poczuciem winy wlepionym w oczy. Cóż, zawsze to milsze, niżeli wzajemne obrzucanie siebie obelgami, jak to robią nasi rodacy.
 
 
Tak się przyjęło. Np. kiedy ktoś na nas wpadnie w trakcie drogi do spożywczaka, to natychmiast przeprosi, a jakbyśmy byli Japończykami to zrobilibyśmy to samo :
- Przepraszam!
 
- Nie, to ja przepraszam! 
 
Or something like that.
 
Japonia to taki świat, gdzie dziwne rzeczy praktycznie nie istnieją. Gdyby w środku Tokio wylądował kosmita, to przechodzący obok salaryman pochwaliłby go tylko za świetny cosplay i odszedł nie przejmując się niczym. Ale to właśnie jej urok. Mimo tego, iż Japończycy wychodzą na mocno poukładanych, surowych dla siebie i wymagających, to według mnie ich wyobraźnia jest ogromna.
Dobra zbaczam z tematu, pora chyba w końcu pójść spać o normalnej porze. Wczoraj próbowałam, ale coś się nie udało (pozdrawiam mysz ze strychu), więc jakoś o drugiej schodziłam jeszcze po ciastka do kuchni, żeby uciszyć głoda.
 
                                                                                                              Śniegowe sayonara!

Kim jest w końcu ten otaku?

 Śniegowe gozaimasu.

U mnie wszystko w porządku, naprawdę nie musicie pytać spadajcie siły nieczyste, które skazują mnie na samotne opróżnianie nutelli w pokoju.

Ok więc. Nie będę się zbytnio rozpisywać na wstępie - chciałam tylko pozdrowić mojego najukochańszego Samsusia z naprawy ! Trzymaj się dzielnie maleńki, pańcia wierzy, że operacja się uda! Daj z siebie wszystko i wróć do mnie z działającym gniazdem oraz kartą. Nawet jeżeli się nie powiedzie... Będę Cię pamiętać.

Tak, chodzi o telefon. Coś nie halo? ;-;

 Dzisiaj chciałam poruszyć troszeczkę drażliwy temat. Większość osób interesujących się anime i mangą jest na niego wyczulona. A mianowicie : Kim są ci otaku?
Prawdziwi pasjonaci animacji i kultury japońskiej, mangowcy, obsesyjni fani, mangozjeby, czy pokemony? Postaram się dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie.
Wyrażona w poniższym tekście opinia jest subiektywna i prezentuje moje własne zdanie.

Otaku (jap. おたく lub オタク) – środ. miłośnik japońskiej popkultury, głównie anime, mangi i gier komputerowych. Termin stosowany głównie przez środowiska miłośników japońskiej popkultury jako określenie miłośnika takowej, aczkolwiek spotkać można się również ze znaczeniem rodzimie japońskim, określającym osobę przejawiającą obsesyjną fascynację, zazwyczaj powiązaną z fandomem mangi i anime.
Źródło - Wikipedia 

Otaku w Kraju Kwitnącej Wiśni - kiedyś i dziś.


Otaku - dosłownie, z j. jap. "fan".

 Przyjrzyjcie się końcówce ostatniego zdania, które pochodzi od mądrości cioci Wikipedii. Otaku to osoba, która wyraża obsesyjne zamiłowanie do kultury A&M, a kogoś takiego spokojnie można nazwać fanatykiem. Tak uważa większość ludzi płytko zagłębionych w temacie. Są oni wierni japońskiej tezie, którą kiedyś usłyszeli, bądź gdzieś przeczytali. No dobrze, skoro mamy być wierni tej teorii, to zobaczmy jak to aktualnie funkcjonuje w Japonii.
 Faktycznie, kiedyś słowo "otaku" powodowało na twarzach japońskich gospodyń skrzywienie, a w oczach młodych studentek zaczynała gościć trwoga. Miało miejsce parę zabójstw związanych z "miłością" do pewnych tytułów, a owi otaku wzorowali się w tych morderstwach na swoich ulubionych bohaterach. Nie wiem jakie mangi czytali, że posuwali się tak daleko, bo coś wątpię, aby w Sailorkach tryskało krwią, ale w Europie nie raz, nie dwa się zdarzyło, iż jakiś miłośnik literatury wzorował się na morderstwach ze swojego ukochanego kryminału.
  Dzisiaj określenie "otaku" Japończykom kojarzy się z zamiłowaniem, nadmierną pasją, nieróbstwem, hikkimori, bezrobociem, kocimi uszkami, lenistwem,  meido cafe i tp. Ogólnie oddawaniu się swojemu hobby, zamiast podciągnąć gacie i ruszać do roboty. Może ono powodować marszczenie brwi u pani Yamady, ale następną reakcją nie będzie wyciągnięcie palca wskazującego i miliony obelg pod adresem tego fana, tylko westchnięcie i lekkie pokręcenie głową.


Określenia  zmieniają się z czasem, nie tylko w Japonii, ale i na całym świecie. Pokolenia się wymieniają, każde ma inne zdanie na temat pewnej grupy społecznej. Strasznych zabójców zastępują nastolatki w strojach pokojówek grające do drugiej w gierki otome zamiast wziąć ten podręcznik i pouczyć się do testu. Ale czy jest w tym coś złego? Każdy ma swoją pasję. Jedni po nocach rysują komiksy, mimo tego, że następnego dnia mają maturę z polskiego, inni do piątej grają na perkusji. Kto co woli.

Otaku w Polsce - pasjonat kultury i animacji japońskiej, mangozjeb, pokemon, czy zwyczajny mangowiec? 

No, okej. Wiemy już jaka jest sytuacja w Kraju Wschodzącego Jena, ale warto by się troszkę zainteresować Polską. Kim są otaku wywodzący się z plemiona Polan?
 Od wielu osób niezorientowanych w temacie słyszymy wulgarne określenie "mangozjeb". Czysta złośliwość, czy może sami sobie na nie zapracowaliśmy? Człowiek człowiekowi nie równy. Każdy charakter jest inny. Tego nie da się określić od tak. Ale pomyślcie, obok kolejki na jakiś konwent przechodzi "normalny", przeciętny człowiek. Załóżmy, że żyje on programami pokroju Dlaczego ja?, Trudne sprawy, a jego ulubionym zajęciem jest cykanie sweet foci na facebooka. No dobra, przechodzi sobie, a obok niego grupa dziewcząt piszczy i podskakuje na widok plakatu jednej z ich koleżanek z wizerunkiem Leviego. Człowiek uniesie tylko jedną brew do góry, zrobi dziubek i odejdzie rozpowiadając wszystkim ze swojego "gatunku" kogo spotkał na ulicy. Ogarniając tylko i wyłącznie rzeczownik "manga"(bo "anime" kojarzy mu się z "animal planet") powstają takie ambitne określenia mające na celu urazić fandom.


 No dobra, rozumiemy - tutaj przypadek pojawienia się złego człowieka, w złym miejscu i w złym czasie. Ale co kiedy swój obraża swego? Niektórym z naszych towarzyszy nie podoba się(żeby nie używać mocniejszych określeń) postawa ludu na konwentach. Głównie dziewcząt. Wiele razy spotykałam grupki płci pięknej, które okazywały swoje nadmierne zainteresowanie pewnym wokalistą grupy K-popowej, czy Sebastianem Michaelisem za pomocą głośnych pisków i krzyków - to może zniechęcić do siebie wiele osób z tego samego grona, co owe panienki. Osobiście mi one nie przeszkadzają, należę do tych ludzi co wiele tolerują. Ważne, aby ten człowiek przy bliższym kontakcie nie był tak samo piskliwy i podekscytowany jak podczas spotkania ze swoim idolem ;)
 Kogo możemy nazwać pasjonatem? Kogoś kto trwa w tej fascynacji do Japonii od lat. Nie interesuje się jedynie animacją, ale również kulturą kraju skąd wychodzą te genialne serie. Czyta książki na ten temat, zagłębia się w tradycję, jak również historię. Ktoś kto stara się dowiedzieć jak najwięcej i odczuwa z tego wielką przyjemność. Czyta mangi, ogląda anime, jeździ na konwenty gdy ma taką możliwość, odróżnia visual novel od light novel, a w kuchni próbuje sam zrobić gorące miso. Pasjonata trwa w swojej miłości do Japonii nie zważając na opinie ludzi z zewnątrz, po prostu oddaje się temu co uwielbia. Cały czas jest zakochany w tym dalekim kraju mimo tego, że nigdy go nie odwiedził z powodu braku niezbędnych środków. Pasjonata to ktoś taki, kto jest w stanie coś poświęcić dla tego znaczącego hobby. To nie jest obsesyjny fan. To po prostu osoba, która odczuwa radość żyjąc Japonią mimo tego, iż oddalona jest od niej tysiące kilometrów. I takich ludzi znam bardzo dużo. Nie tylko mangowców, ale tancerzy, wokalistów, aktorów, recytatorów, rysowników, czy pisarzy. Każdy z nich żyje swoim własnym światem, który mimo tego, że być może fizycznie daleki, a jednak cały czas blisko duchem.


  No dobra, to jak jest z tym określeniem "otaku" w Polsce? Coraz bardziej się rozmywa negatywne znaczenie tego wyrazu. Mimo tego można napotkać ludzi, którzy nie życzą sobie być tak nazywani mimo zainteresowań. Mam wrażenie, że w Europie przywłaszczyliśmy sobie to słówko i nadaliśmy mu zupełnie nowe znaczenie - nie określa ono już tylko jednego człowieka, ale naszą całą społeczność. Jest ono łatwiejsze w wymowie niżeli "fan mangi, anime oraz kultury japońskiej". Wystarczy powiedzieć "otaku". Japonia co innego, Polska co innego. Wątpię, aby w naszym kraju co drugi mangowiec był gotów poświęcić swoją koleżankę dla jakiegoś shinigami, aby zyskać Death Note'a. Według mnie w Europie otaku to po prostu ktoś kto siedzi w tym całym zwariowanym fandomie A&M. Może być on pasjonatem, albo zwykłym fanem. Po prostu bierze czynny udział w gronie takich jakich on, a wolne chwile poświęca na oglądanie anime, czy czytanie mangi. Nie musi zaraz kupować yukaty i lecieć do Japonii na jakieś matsuri. Po prostu - ma to lubić i mieć na koncie kilkanaście ulubionych tytułów ;)

                                                                                                                              Śniegowe sayonara

Książę Piekieł - czyli atomy bogiem, a nauka nałogiem.

Śniegowe gozaimasu.


  Już trochę mniej płaczę za obozem, ale coś czuję, że tęsknić będę cały rok. Trzeba to przeboleć. Na szczęście jakiś geniusz wynalazł czekoladę. Niestety inny geniusz, wynalazł kalorie... xD
No cóż, żyć trzeba. Normalni ludzie topią smutki oglądając Chucka Norrisa na Animal Planet, inni brazylijskie telenowele nakręcane w Niemczech z czeskimi aktorami. A otaku? Otaku oglądają anime i czytają mangi. Zwłaszcza wiele z nas ma ciekawe tendencje dobijać się mimo smutnego humoru, jakimiś dramatami, czy okruchami życia, albo co gorsza po raz kolejny oglądając Clannad'a.
Do wszystkich co mają podłe nastroje - nie smutać tam, tylko brać się za Makai Ouji - Devils and Realist! 





Makai Ouji : Devils and Realist
 
 Historia obraca się wokół Williama, potomka arystokratycznej rodziny posiadającego niezwykłą inteligencję. Pewnego dnia jego wujek, za sprawą nieudanego przedsięwzięcia, traci praktycznie cały swój majątek. Obawiając się, że dobre imię jego rodziny zostało zszargane, William wraca do swojego domu razem z towarzyszącym mu lokajem, mając na celu znalezienie cokolwiek co można by sprzedać i choć trochę podreperować rodzinny budżet. Przeszukiwanie posiadłości owocuje odnalezieniem podziemnego pokoju wybudowanego tam przez jego przodków. Znajduje się tam magiczna pieczęć, dzięki której naszemu bohaterowi nieświadomie udaje się przywołać demona. Istota ta informuje go, że jego imię brzmi Dantalion i wyjawia, iż William jest tzw. desygnatorem, osobą posiadającą prawo do wyznaczenia następnego władcy świata demonów.

   No dobra. Już widzę te agresywne tłumy, którym opis Makai Ouji nasuwa na myśl połączenie Pandora Hearts z Kuroshitsuji. Posłuchajcie mnie przyjaciele. Demony i lokaje nie występują jedynie w tych dwóch tytułach T-T Uwierzcie... Naprawdę. Książę Piekieł to bardzo dobry tytuł, który wraz z postępem akcji wyrywa się ze schematów i tworzy zupełnie nową, oryginalną historię.
Poza tym tam są bisze.
 William Twining to bardzo mądry, a zarazem inteligentny młodzieniec. Ze wszystkiego ma najlepsze wyniki - można by rzec, iż to typowy główny bohater animca. Zwłaszcza jeżeli siedziałby w ostatniej ławce od okna - to już w ogóle byłby idealny schemat. Ale NOPE. Z tego co pamiętam, William nie siedzi w ostatniej ławce, a w jego klasie nie ma okna. Do rzeczy. Chłopak ma wielkie ambicje, przede wszystkim marzy mu się kariera sławnego polityka i dołączenie do śmietanki towarzyskiej. Pewnego razu przyszedł czas na opłacenie czesnego, jednak wujek troszkę zaniechał swoje obowiązki i nie nakarmił szkoły tą magiczną sumką. No to Will udaje się do stryjaszka, a stryjaszka ni ma. Jest tylko lokaj, goły dom, demony, ściany, ogródek z pomidorami i... Głównie chodzi o demony. Lecz tego nasz bohater nie uznaje, gdyż jak to sam określa, jest  "dziedzicem epoki oświecenia", czyli stuprocentowym ateistą, którego życiem jest nauka, a demony, nawet jeżeli stojące przed nim - pozostają dla niego czystą fikcją.
   ,,Jeżeli ryby ci nie smakują - jedz ciastka. Logiczne."
  Postacie w Makai Ouji może i mają jakieś cechy, które podporządkowują je do pewnego typu, jednak widać, iż autor postarał się przy tworzeniu głównych oraz drugoplanowych charakterów. Żaden z bohaterów nie ujawnia nam swojej osobowości na zawołanie, lecz odkrywa ją z każdym odcinkiem/chapterem coraz bardziej i bardziej. Nawet jeżeli kogoś nie zainteresuje fabuła, to przy tej historii będą go trzymać barwne postacie, których jest dosyć sporo, a każda oryginalna i na swój sposób wyjątkowa. Manga tak samo jak anime cierpi na deficyt kobiet, ale dla mnie to nie problem. Nie jest to ani biszówka, ani harem, więc scenek o męskiej przyjaźni i świecenia torsem niczym reflektorem podczas koncertu nie będzie. Oczywiście pojawia się tam czasem płeć piękna, jednak sporadycznie. Powód jest taki, iż akcja dzieje się w męskim akademiku, a po co komu grono delikatnych dziewcząt, kiedy uwagę przykuwa Sytry? *q*
 W trakcie historii przeplata się motyw aniołów, demonów, chrześcijaństwa, Starego Testamentu, oraz króla Salomona. Dla fanów gatunków fantasy, nadprzyrodzone - serdecznie polecam. Ci którzy mniej więcej ogarniają kim był Gilles de Rias, a po wyjściu z kościoła pamiętają kto to archanioł Gabriel - też może się spodobać.

                                                                      
\
 Mimo tego religijnego wątku oraz użycia wielu postaci historycznych, to wiedzmy jednak, iż większość Japończyków to shintoiści, więc wszystko nie będzie w stu procentach zgodne z prawdą... Natomiast autorom idealnie udało się połączyć te wszystkie składniki i dodać do nich komedię. Kiedy oglądałam Makai Ouji nie mogłam powstrzymać śmiechu w niektórych momentach. Najlepsze jest to, że mangaka buduje więź pomiędzy postaciami, a odbiorcą, dzięki czemu zwroty akcji, jak również zabawne sceny odbieramy dwa razy bardziej.
 Kreska. Powiem Wam, że mi się naprawdę podoba. Nie jest specyficzna, przesadzona, ani zbyt słodka. Po prostu ładna, estetyczna, ciesząca oko. W mandze dwadzieścia razy lepsza niż w animcu. Sposób dopracowywania szczegółów i wymyślne stroje bohaterów faktycznie przypominają mi trochę Yanę Toboso, autorkę Kuroshitsuji. Jednak tym lepiej - niektóre kadry wyglądają jak pojedyncze dzieła sztuki. Na tła nie zwracałam uwagi, co świadczy o tym, że nie wyróżniają się tak mocno jak design postaci, ale mimo wszystko akcja rozgrywa się głównie na terenie szkoły, przez co rysownik nie miał okazji, aby wykazać się w tej dziedzinie.
 Muzyka w anime była przeciętna. Opening nawet ciekawy, jednak według mojej osoby mogli się bardziej postarać. Zwalmy wszystko na niski budżet  (z całym szacunkiem dla niższych ludzi z którymi ostatnio rozmawiałam - może i jesteście mniejsi ciałem, ale wielcy duchem!)!
 Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Polecam tą serię tym, którzy lubują się w kryminałach/fantasy/teologii/komedii/tajemnicach/ciastkach/ładnej kreski/biszach. 
Seria została wydana przed Studio JG, pdt. Książę Piekieł. Niedługo na półkach empików pojawi się drugi tom, a cała manga w Japonii jest cały czas kontynuowana, ma jak na razie 8 tomów.

 


  •  Typ widowni : shoujo


  •  Rok produkcji : 2013


  •  Gatunek : akcja, fantasy, komedia


  •  Tematyka :  demony


  • Status : zakończone(anime)


  • Studio : Dogakobo

Dlaczego warto?
Bo w klasie nie ma okna.

                                                                                                                         Śniegowe sayonara.